piątek, 28 listopada 2014

brudnopis

Nie będę rzucać podniosłych tekstów, że nie mogę żyć bez muzyki ani, że od zawsze była ważną częścią mego życia. Mogę żyć bez muzyki, nawet nie mam odtwarzacza ani jednego utworu na telefonie. I nie była ważna od zawsze, bo tak naprawdę dopiero jakiś czas temu* zaczęła. Przejście płynne, bez ckliwych historyjek. Ale gdy już zaczęła mnie poruszać do głębi a nie stanowić przyjemną rozrywkę to potrafiła rozrywać na strzępy. Dziś, gdy dany utwór mi się z kimś lub czymś- wspomnieniem czy sytuacją, kojarzy to (..)


*pomijając wyjątki, to dopiero kilka lat

czwartek, 27 listopada 2014

lekcja

Z przerażeniem zdałam sobie ostatnio sprawę, że wyszło mi zapominanie. Zawsze chciałam nauczyć się zapominać, a nie wypierać, chować w sobie tak, by zaskoczyło i zdławiło mnie nagle, niespodziewanie zupełnie. I usiłuję stawić czoła pewnej, niejako, pustce, jaką w sobie znalazłam. Moja niegdyś, przerażająco wręcz, skrupulatna pamięć nagle okazała się pełną luk i niejasności. Doszło do tego, że niekiedy wręcz nie jestem pewna czy to się zdarzyło czy mi przyśniło, gdzieś kiedyś. Pewne etapy, okresy życia są nieokreślonym kształtem, są mgłą i niedopowiedzeniem. A ja nie jestem pewna czy to mi odpowiada..

Wyłączyłam się, pracuję na trybie automatycznym, trybie mierności, marności i bezmyślności. A przecież wciąż się nad czymś zastanawiam, wciąż kurczowo próbuję chwycić..

Dlaczego jestem coraz bardziej lakoniczna?
Milczenie też krzyczy.

niedziela, 23 listopada 2014

nie miałem czasu

byłam zmuszona
wstać
krok za krokiem
ale
potknęłam się dzisiaj
o swoją ambicję
nawet nie brudząc
sobie
przy tym
płaszcza

sobota, 22 listopada 2014

kilka chwil

całymi dniami oglądałam bajki
pijąc mleko
zagryzając je babeczkami (a nie mogę ćwiczyć jeszcze)
wycofałam się z życia
dorosłego życia
do czasu
nieubłaganie mijającego









piątek, 21 listopada 2014

niedokończone

(zapalam na wpół wypaloną już świeczkę, która powinna pachnieć żurawiną, choć dla mnie to bardziej syrop na kaszel mokry)

Ile razy dywagowałam 'chciałabym żyć w (wstaw rok/stulecie)', 'chciałabym żyć jak (wstaw imię i nazwisko kogoś, kto mi imponował poczynając od astronautów, poprzez aktorki, a kończąc na bohaterach książkowych)', 'chciałabym wyglądać jak (a tu już abstrakcje podchodzące pod zwierzęta nawet się pojawiały)'..? Zbyt wiele.

(zaczęło padać, deszcz, jego krople ledwie słyszalnie odbijają się od szyby w moim oknie; szyba jest plastikowa, choć mogłaby być prawdziwym szkłem, które nie zamazuje obrazu)

Mam dwadzieścia lat, no, dwadzieścia jeden. Czasem czuję się wyjątkowo mądra i inteligentna, czuję, że me doświadczenie równa się z takowym przeciętnej sześćdziesięciolatki. Czasami mam się za cholernego geniusza, oczywiście pod pewnymi względami, jednak to uczucie rozpiera mnie całą. Często, stosunkowo często się lubię. Lubię to, jaka jestem i nie żałuję, staram się nie żałować.

Mam dwadzieścia lat. Czasem czuję się wyjątkowo infantylna i głupia, czuję, że jestem jeszcze dzieckiem, dziesięciolatkiem. Czasami wydaje mi się, że nic nie wiem, zupełnie nic i to mnie obezwładnia. Często, zbyt często brzydzę się sobą.

('to nie łzy, to londyńska mgła')

Niekiedy czuję, że przegrywam życie. Dni mijają niewiele się od siebie różniąc, a ja desperacko próbuję znaleźć piękno w codziennie mijanych tych samych ulicach, które znam już na tyle dobrze, że instynktownie mijam kałuże wiedząc, że nocą padało. Szarość kamienic pokrywa się z moją poszarzałą twarzą, a mury są odrapane niczym moje zniszczone dłonie. Skórę pokrywają kolejne blizny, którym trudno się zagoić, bo rany były otwarte dzień w dzień.

Niekiedy czuję, że jest dobrze, a przede mną piękna przyszłość. Odkrywam świat z naiwnością i niewinnością, znajdując coś wyjątkowego nawet w miejscach dobrze mi znanych. Cieszę się z tego, że kwitnę i wypleniam zgnilizny i choroby z mego organizmu ścigając się z wiatrem i skacząc przez kałuże. Uśmiecham się, gdy pada i chowam od słońca. Chwilami życie bywa wyjątkowo piękne.

('zaśpiewajmy im, nim pójdziemy; zapomnij o własnych kłopotach i zrób coś')